Wielka tragedia M/S „Busko Zdrój” sprzed 35 lat

Po tragicznym styczniu na przestrzeni powojennych lat w historii Polskiej Marynarki Handlowej, 35 lata temu, zdarzyła się jedna z kolejnych tragedii morskich z udziałem polskiego statku.

8 lutego 1985 roku tragicznie zatonął na Morzu Północnym niewielki frachtowiec, M/S „Busko Zdrój”. Zginęło wtedy 24 marynarzy. Niemalże cudem uratował się jeden członek załogi, radiooficer Ryszard Ziemnicki.

Ten blisko 86 – metrowy statek, został zbudowany w 1970 r. i był  piątym z serii 12. drobnicowców projektu B – 452 (zwanej też potocznie – uzdrowiskowej) wykonanych dla Polskich Linii Oceanicznych przez rumuńską stocznię Santierul Naval w Turnu Severin. Statkom tym nadano nazwy polskich uzdrowisk, a wśród nich był też statek o nazwie „Świnoujście”. Jednostka miała pojemność brutto 1982 BRT i 1434 NRT pojemności netto.

Niewielki „Busko Zdrój” był wtenczas w drodze z norweskiego portu w Oslo na Morzu Północnym do kolejnego portu przeznaczenia.

W czasie silnego sztormu, dwie ogromne i silne fale uderzyły po sobie w burtę tego niewielkiego statku, powodując przesunięcie się ładunku i silny przechył na jedną z burt. Po czym nastąpiło przesunięcie ładunku i doszło do przechyłu jednostki, która straciła stateczność. Tego przechyłu załoga nie umiała już niestety opanować, a przy tym popełniono fatalne w skutkach następujące po sobie błędy.

Jak się okazało, załoga nie była zaznajomiona z obsługą tratw ratowniczych, a za sprawą nieprawidłowo ogłoszonego alarmu część z marynarzy nawet nie wiedziała, że znajduje się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Przy tym dowództwo statku nadawało chaotyczne sygnały, które w efekcie utrudniały podjęcie skutecznej akcji ratunkowej.

Tym którym udało się opuścić tonący statek, życie mogło uratować zamknięcie wejścia do wnętrza tratwy, tak aby nie wdzierała się do środka lodowata woda oraz zapalenie lamp sygnalizacyjnych i odpalenie racy.

Busko Zdrój” przewrócił się i zatonął błyskawicznie. Części załogi udało się opuścić pokład. Niestety nieznajomość obsługi tratw morskich zebrała w tym przypadku straszne żniwo. Marynarze jeden po drugim słabli i umierali, mimo że mieli szansę na przeżycie.

W lodowatej wodzie szaleńczo oczekując na pomoc zginęło 24 członków załogi. Zdołano uratować niemal cudem jedynie radiooficera Ryszarda Ziemnickiego, którego późniejsze relacje z przebiegu tragedii załogi i statku były wręcz wstrząsające.

Miwa

To top