„Czuję, usycha we mnie wiara
Instynkt ludzkości nieomylny
Tyle słów niepotrzebnych naraz
Złości i trwogi zgiełk bezsilny
Chcę uciec, wiem to brzmi naiwnie
Chcę uciec choćby na pustynię
– Jesteś zmęczony?
Tak
To minie
Czy ktoś zatrzyma młyny słowa
Nim w proch ostatnią prawdę zmielą
Bełkot i zbrodnia, król, królowa
Władzą nad nami się podzielą
Pogodzi nas niepogodzonych
Słońce gdy pierwszy raz nie wzejdzie
– Jesteś zmęczony?
Tak
To przejdzie
Czasu już nie ma, nie ma na nic
Myśl ginie ogłuszona gwarem
Głupota tuczy się słowami
Wystarrczy: mane, tekel, fares
Czy świat jest łodzią dla szalonych
Rozbitków, co ratunkiem gardzą
– Jesteś zmęczony?
Tak
Bardzo”
Wiersz: Jonasz Kofta, „Jestem zmęczony”.
Tekst: Alicja Inoue
Jako istoty ludzkie mamy w sobie wolę życia, naturalny popęd do działania, rozwoju, twórczości. Jesteśmy ciekawi świata, potrafimy marzyć, budować, czynić dobro, radować się, tańczyć.
Więc co takiego się dzieje, że odpuszczamy, wyrządzamy krzywdy, niszczymy, czasem żyjąc jałowo, monotonnie, nie realizując swojego życiowego potencjału, nigdy nie odkrywając swoich talentów, swego piękna, swej wrażliwości?
Oczekujemy szybkich rezultatów.
Błędne oczekiwania dotyczące osiągania celu i niemal natychmiastowych efektów danego działania mogą szybko zniechęcić. Dziś chcemy dużo – więcej – szybciej – lepiej. Wolno i mozolnie to mógł Syzyf, ale nie nowoczesny Europejczyk. Mamy wysokie oczekiwania wobec świata, a świat wiele wymaga od nas. Kto zwalnia, zostaje w tyle, a przynajmniej tak się nam wydaje. Nic dziwnego, że wielu z nas ustawiło sobie poprzeczkę zbyt wysoko, tracąc kontakt z autentycznym sobą.
Jaś miał wyobrażenie, że po jednym dniu ćwiczeń będzie w stanie płynnie jeździć rowerem. Nie udało się; nie mógł zachować równowagi dłużej niż pół minuty. Tak więc: błędne szacunki wpływają na to, że postęp i rozwój (Jaś przecież czegoś się nauczył, gdy trenował) łatwo pomylić z totalną porażką.
Przestajemy wierzyć w siebie.
Doświadczenie porażki rzuca cień na dalsze postrzeganie siebie w nowych sytuacjach. Jaś zapamięta, że coś mu się nie udało, chociaż miał nadzieję na sukces, a więc w przyszłości może unikać nowych wyzwań, twierdząc, że mu „nie zależy”, że „to jest nudne/głupie/bez sensu”. Rodzimy się jako istoty pełne zachwytu i ciekawości wobec świata, zaś na przestrzeni lat zdarza się, że borykamy się z poczuciem bezsensu i niemocy. Postawa braku wpływu, niska samoocena, brak wiary w swoje możliwości, brak odwagi, by realizować swoje marzenia, przekonanie, że się na coś nie zasługuje – w dłuższej perspektywie te pozornie błahe zniekształcenia poznawcze umysłu, mogą zniszczyć nam życie, odebrać doświadczenie radości, miłości, spełnienia, szczęścia.
Użalamy się nad sobą.
Lubimy narzekać. Cierpienie i identyfikacja z ofiarą stały się niemal chlubą narodową. Wystarczy się rozejrzeć i porozmawiać z przypadkowymi ludźmi, by usłyszeć jak straszny jest świat, ale co istotne – to inni są całemu złu winni. My nie, my skądże znowu – inni tak. Ucieczka od własnej odpowiedzialności jest nie tylko niedojrzałą strategią radzenia sobie z trudnościami, ale zwyczajnie się nam nie opłaca. Pacjent z nowotworem, który zwlekał z wizytą u lekarza, a któremu nie można już pomóc, zemści się na lekarzach. Brawurowy kierowca, który spowodował wypadek obwini pogodę, asfalt, drzewa. Ba, niektórzy są tak kreatywni, że obwinią współmałżonka. „Gdyby mnie tak nie wkurzała, nie sięgałbym do butelki i nie stracił pracy”, „Nie zdradziłabym go, jakby tylko był trochę milszy i mnie doceniał”. Konfrontacja z samym sobą to wyzwanie i nie lada wysiłek. Jak widać, my wolimy zmieniać polityków, nauczycieli, sądy, ustawy, nazwy ulic, a nawet Konstytucję – wszystko, byle nie siebie.
Myślimy, że tylko my mamy ten problem.
Ludzie cierpią często w poczuciu izolacji i osamotnieniu. Wstyd sprawia, że nie mówi się głośno o problemach. Wstydzimy się własnej biedy, braku umiejętności, nałogów, złego stanu zdrowia, konfliktów w rodzinie, niedostatecznego wykształcenia, braku pracy, bycia odrzuconym przez innych. Wśród nas są ludzie, którzy nie zabierają głosu, gdyż obawiają się upokorzenia. Są i tacy, którzy czują się tak brzydcy i niestosownie ubrani, że unikają miejsc pełnych ludzi. Prześladują nas fobie, lęki, natręctwa. Tak mamy, po prostu. Jeszcze nie całkiem jesteśmy gotowi o tym rozmawiać, ale anonimowo świetnie się otwieramy, zwierzamy, pragniemy poznać opinię innych. Fora internetowe pełne są postów zaczynających się od słów: „Czy tylko ja mam taki problem, że…”. Na razie jesteśmy na etapie klikania w klawiaturę, ale spokojnie, z czasem odważymy się na więcej.
Boimy się porażki bardziej, niż chcemy sukcesu.
W psychologii do określenia pewnych charakterystycznych stylów/schematów działania, jakie ludzie stosują w codziennym życiu używamy pojęć: orientacja prewencyjna oraz orientacja promocyjna. Jedni z nas nastawieni są na pewne ryzyko i zmiany (nastawienie promocyjne), inni zaś na zachowanie statusu quo, czyli bezpiecznego i niezmiennego stanu rzeczy (nastawienie prewencyjne). Wg badaczy, z wiekiem stajemy się bardziej prewencyjni, co też wydaje się być naturalne. To w porządku, że mamy różne strategie układania swego życia i formułowania celów. Nie dobrze zaś, gdy ogranicza nas lęk przed porażką do tego stopnia, że nie umiemy wydobyć swoich osobistych intencji i priorytetów, by za nimi podążać. Wówczas nie skupiamy się na możliwościach, ale na klęskach, w wyobraźni kreśląc najdramatyczniejsze scenariusze. Czasem poświęcamy cały swój byt sprawom nieistotnym (pucowanie domu, nadmierna konsumpcja, telewizja), tracąc z oczu głębszą istotę życia. Gdy na swój osobisty piedestał postawimy niepowodzenie i marność, zabraknie nam przestrzeni na piękno, szlachetność, czystość, artyzm, na doświadczanie uwznioślenia, zachwytu, cudowności…