55 lat temu na Morzu północnym zatonął wraz z cała załogą niewielki motorowiec m/s „Nysa”

Choć od tego czasu minęło ponad pół wieku, niewiele wiadomo o przebiegu tej tragedii w której śmierć dotknęła całą 18 – osobową załogę „Nysy” (z serii B – 51) pływającej w PŻM (zwodowany 14 lipca 1950 roku w Stoczni Gdańskiej) , która wraz ze swym statkiem poszła na dno w nocy 10 stycznia 1965 roku 9niedziela) na dnie Morza Północnego. Była to pierwsza w powojennej historii marynarki handlowej katastrofa polskiego statku w której zginęła cała załoga.

Wtedy na morzu trwał sztorm. Było ponad 10 w skali Beauforta i padał śnieg, a fale sięgały 12 metrów. Niewielki motorowiec pod dowództwem kpt. ż.w. Gustawa Gomułki miotany wiatrem i falami dzielnie stawiał czoła, niestety tylko do czasu, płynąc z ładunkiem 650 ton pociętych stalowych szyn ze stolicy Norwegii Oslo, do szkockiego portu Leith.

Prawdopodobnie nastąpiło przesunięcie się ładunku. „Nysa” nadała sygnał SOS do płynącego nieopodal norweskiego frachtowca „Berby”, który dopowiedział na ten sygnał i ruszył w kierunku polskiego statku. Niestety na wzburzonym morzu Norwegowie niczego nie znaleźli.

Rankiem następnego dnia w miejscu tragedii pojawił się dalmorowski trawler „Dalmor”, który znalazł i podjął dwie szalupy pochodzące z „Nysy” oraz koła ratunkowe.

Cztery dni później na norweski brzeg morze wyrzuciło ciała siedmiu członków załogi polskiej jednostki.

Co ciekawe. W 1968 roku para spacerująca plażą w okolicy Ustki znalazła butelkę z kartką, którą wrzucił do morza jeden z członków załogi „Nysy”.

Pisze tam: „Statek nasz załadowany jest szynami, mocno przeładowany, ogromny sztorm. Wiem, że nie ma dla nas ratunku, fale zalewają statek, silniki przestały pracować, a wraz z nimi pompy. Próbowaliśmy spuścić szalupę. Woda zalała ją jednak. Statek pogrąża się coraz bardziej w głębinę. Dalej nie mogę pisać. M/s Nysa 1965 r.”

Pewnie wielu zdziwi, skąd się wzięła dryfująca butelka wędrując z Morza Północnego na Bałtyk?  Po prostu, ruchem rzeczy które znajdują się na granicy dwóch środowisk połączonych duńskimi cieśninami rządzą wiatr, jak i prądy. I zbiegiem różnych okoliczności właśnie butelka z „Nysy” trafiła na polski brzeg.

Izba Morska ostatecznie nie zdołała ustalić przyczyn zatonięcia „Nysy”. Pozostały jedynie przypuszczenia i pewnego rodzaju spekulacje.

Na jesieni 2018 roku w kościele morskim św. Jana Ewangelisty w Szczecinie odsłonięto tablicę upamiętniającą tamto tragiczne w skutkach wydarzenie.

Tragedia „Nysy” to nie jedyny niestety do końca wyjaśniony przypadek w naszej flocie, który jest owiany tajemnicą, gdzie wraz z jednostką zginęła cała załoga. Tak było choćby w katastrofie lugrotrawlera m/t „Czubatka” (10.05.1955 r., 14 ofiar) czy dużego kutra rybackiego Gdy – 229 (3.12.1961 r., 9 ofiar).

Miwa

 

      

 

To top