Na ranem 14 stycznia 1993 roku u wybrzeży niemieckiej wyspy Rugia doszło do największej katastrofy morskiej jaka miała miejsce po wojnie z udziałem polskiej jednostki. W tamtą mroźną i niezwykle wietrzną noc zatonął polski prom kolejowo – samochodowo typu ro – ro MF „Jan Heweliusz” (jego armatorem była szczecińska „Euroafrica”), który został zbudowany w 1977 roku w Norwegii. Stało się to podczas kolejnego rejsu ze Świnoujścia do Ystad, kiedy panował niespotykanie silny sztorm mający siłę dużo ponad 12 stopni w Na jego pokładzie znajdowały się 64. Osoby oraz TIR – y i auta osobowe. W katastrofie zginęło aż 55 osób, z czego 20. to marynarze. 35 osób było pasażerami. Uratowano jedynie 9 marynarzy.
Tragedia rozpoczęła się tuż po czwartej nad ranem
Odczuwalny przechył promu rozpoczął się około godz. 4:10,. Było to na wysokości niemieckiej wyspy Rugia. A już 26 minut później przechył wzrósł do aż 35°. Wtenczas doszło do odpadania ładunków od pokładów promu. Ostatecznie „Heweliusz” obrócił się do góry dnem o godzinie 5:12.
Katastrofa pochłonęła życie 55 ludzi, a tylko dziewięć osób zdołano uratować w skrajnie trudnych warunkach. Większość spośród 35. tragicznie zmarłych pasażerów na pokładzie stanowili kierowcy TIR – ów pochodzących z Polski, Szwecji, Węgier, Jugosławii, Austrii, Czech i Norwegii. Wśród nich była też przedstawicielka armatora promu oraz przedstawiciel PKP.
Ostatnim kapitanem promu był kpt. ż.w. Andrzej Ułasiewicz, który zginął wraz ze swym statkiem.
Jak opowiadał potem jeden z marynarzy z promu M/F „Nieborów”: „(…) tej nocy niebo chciało się połączyć z morzem. 6 – metrowe fale, wicher dmący z prędkością 180 km/h oraz pył wodny powstający poprzez zrywanie grzbietów fal przez wiatr, pędziły na dziób jego statku, ograniczając widoczność do kilku metrów.”
Na bliźniaczym promie „Heweliusza” – „Mikołaju Koperniku”, na przyrządzie do pomiaru siły wiatru wtedy skończyła się skala! I mimo tak wielkiego zagrożenia wszystkie promy wyszły tej nocy w morze, bo ruch był wyjątkowo olbrzymi, a już następne ciężarówki oczekiwały na świnoujskim nabrzeżu na przeprawę do Szwecji.
„Jan Heweliusz” wyszedł ze Świnoujścia w morze pięć minut po północy, już 14 stycznia 1993 roku, do tego z już dwugodzinnym opóźnieniem spowodowanym doraźnym remontem furty rufowej.
Kilka minut wcześniej port opuszczał prom M/F „Silesia” z PŻB, który został zaraz po minięciu pław na podejściowym torze wodnym do Świnoujścia wyprzedzony przez „ Jana Heweliusza”, który z pełną prędkością skierował się do Ystad próbując nadrobić opóźnienie.
Prom „Jan Heweliusz” jest pierwszą polską jednostką pełnomorską, i na szczęście jedyną w całej historii Polskiej Marynarki Handlowej, na której zginęli wszyscy pasażerowie.
Trzeba w tym miejscu dodać, iż „Jan Heweliusz” był dość pechową jednostką, na której wcześniej dochodziło do różnych także dramatycznych wydarzeń. W sumie miał przed swoim zatonięciem aż 28 takich zdarzeń.
Między innymi przechylał się na pełnym morzu. Do tego dwukrotnie przewracał się w porcie. Ponadto zderzał z kutrami rybackimi. Miał też awarię silnika podczas jednego z rejsów. A we wrześniu 1986 roku wybuchł na nim pożar. Wtedy prom płynął ze Świnoujścia do Ystad i na szczęście w tamtym wypadku obeszło się bez ofiar.
Miwa