Prolog
Była sobota, dziewiąty lipca dwa tysiące szesnastego roku. Ksiądz Jan, pełniący do czasu nowej nominacji obowiązki proboszcza parafii St Marie’s przy Reminder Street, jak zawsze w sobotnie popołudnie ukląkł obok krzesła w dużym pokoju.
– Odbija ci, Janeczku? – zapytał dobrotliwie ksiądz Tadeusz.
– Robię tylko rachunek sumienia! – pośpiesznie odpowiedział Janek. – Może być ksiądz spokojny, do spowiedzi pójdę normalnie do Świętego Niniana albo gdzieś…
– A, jak tylko rachunek sumienia, to jazda – zachęcił go były proboszcz.
– Pani Smith tak mnie wkurzyła na pogrzebie księdza, że… – zawahał się odrobinę penitent, to
jest bzdury gada narrator, robiący rachunek sumienia, oczywiście.
– Tak?… – z naciskiem dopytywał się ksiądz Tadeusz.
– Podpuściłem Ethana i Adama, żeby… – Oj, nabroił ten były wikary i ciężko mu teraz szło!
– Żeby?… – popędził go ksiądz Tadeusz.
– Wysmarowali jej samochód… – Jasiek nabrał oddechu – …nieczystościami – dokończył elegancko.
– Znaczy, gównem? – sprecyzował szef. Może już nie proboszcz, ale szefem pozostanie na wieki wieków.
– Tak – potwierdził ze skruchą Janek. Księżowska rutyna tak w nim siedziała, że ani mu w głowie nie postało tłumaczyć swoje postępowanie okolicznościami obiektywnymi. A okoliczności były doprawdy obiektywne: pani Smith najpierw nad grobem zalewała się łzami, przeszkadzając spazmowaniem w obrządku, by potem, nim jeszcze ostatnia garść ziemi spadła na trumnę, zacząć obgadywać proboszcza i rozpuszczać niewiarygodne plotki, że ponoć zostawił po sobie dwustuakrową posiadłość koło Aviemore i ciekawe, komu ją zapisał. Czy aby nie wikaremu i dlaczego właśnie jemu?
– A wiesz, że to podpada pod gorszenie maluczkich? – zapytał surowo ksiądz Tadeusz.
– Wiem – szepnął Janek i pochylił nisko głowę.
– Coś jeszcze? – zapytał szef.
– To, co zawsze. – Janeczek się ożywił. – Opowiadałem na stypie kawał o grabarzu, którego chciał przestraszyć pewien pijak…– To nie jest nieprzyzwoite – zadecydował ksiądz Tadeusz.
– I o pijaku, do którego przyszła maleńka śmierć… – kontynuował Jasiek.
– Tego nie znam! – wciągnął się były proboszcz.
– Pijak padł na kolana i dalej błagać: „Nie zabieraj mnie jeszcze! Poprawię się! Przestanę pić!”.
– I co dalej? – spytał ochoczo ksiądz Tadeusz.
– A śmierć na to: „Zamknij się, ja nie po ciebie, ja po chomika!”.
– Jeżeli w miejsce „zamknij się” nie powiedziałeś „spierdalaj”, to również nie jest grzech – uznał ksiądz Tadeusz, a Janeczek tylko się spłonił. – Wieczorek przy tym był?
– Specjalnie się przecież do niego dosiadłem – potwierdził Jasiek.
– Pił na stypie? – chciał wiedzieć szef.
– Tak ksiądz pyta, jakby nie wiedział najlepiej! – żachnął się p.o. proboszcza, bo może i był łobuzem, co na stypie po proboszczu pikantne kawały opowiadał, ale wiary nikt mu odmówić nie mógł. – Nie pije od marca i na stypie też wytrzymał!
– W takim razie to dobry uczynek, a nie grzech – zawyrokował ksiądz Tadeusz. – Jeszcze coś? A jak tam biskup?
– Na razie w porządku, niech się ksiądz nie boi, w tej materii poza grzeszenie myślą się nie posunę! – obiecał natychmiast były wikary.
– No dobrze – powiedział z namysłem ksiądz Tadeusz. – To zrobimy tak: za pokutę pójdziesz do spowiedzi do Piotrowinów w Glenrothes…
– Za jaką pokutę?! – oburzył się momentalnie Janek. – Przecież to tylko rachunek sumienia!
– Nie chrzań, synu – usłyszał w odpowiedzi. – Nie musisz latać do nich co tydzień, raz na miesiąc wystarczy. Co tydzień zrób sobie tylko rachunek sumienia. I możesz chodzić raz do jednego, raz do drugiego, na zmianę. Im to też dobrze zrobi – powiedział szef z satysfakcją – bo chociaż raz posłuchają sobie ciekawej spowiedzi, a nie takich pobożnych blubrów 1. Poza tym będą ci się musieli zrewanżować, a to też im się przyda. Spowiednikiem jesteś, synu, doskonałym, wiem coś o tym…
– Okej, proszę księdza – uśmiechnął się Jasiek. Po czym wstał, ruszył do jeepa i pojechał prosto do Glenrothes, żeby mu się po drodze nie odechciało.
– Chciałem prosić o spowiedź – powiedział w drzwiach do Piotrowina od Smartfonu.
1 Blubry