W poniedziałek 15 lutego resort zdrowia opublikował nowy raport, z którego wynika, że w ciągu ostatniej doby 2 543 osoby otrzymały pozytywny wynik testów laboratoryjnych w kierunku SARS-CoV-2. Z powodu COVID-19 zmarło 25 zakażonych.
Mamy 2 543 nowych i potwierdzonych przypadków zakażenia #koronawirus z województw: mazowieckiego (473), pomorskiego (344), podkarpackiego (211), kujawsko-pomorskiego (197), dolnośląskiego (167), wielkopolskiego (157), śląskiego (146), warmińsko-mazurskiego (140),
Przypomnijmy, że liczby zakażeń od tygodni utrzymują się na poziomie kilku tysięcy potwierdzonych przypadków każdego dnia. Tylko w ciągu ostatniego tygodnia z powodu COVID-19 zmarło 1717 osób. To najlepszy dowód na to, że epidemia nie zwalnia. Patrząc na tłumy turystów m.in. na Krupówkach w Zakopanem, wśród których wiele osób nie miało maseczek, można pomyśleć, że zachowują się, jakby wirus dla nich był już niegroźny.
Doktor Fiałek przypomina, że koronawirus nie odpuszcza, a sytuacja robi się coraz poważniejsza ze względu na nowe mutacje koronawirusa. Szacuje się, że w Polsce ok. 10 proc. zakażeń jest już wywołanych przez wariant brytyjski B.1.1.7.
– Wiemy doskonale, że każdy kraj, w którym pojawiał się ten wariant koronawirusa, odnotowywał bardzo duży pik zachorowań. Po pierwsze dlatego, że ten wariant znacznie lepiej się rozprzestrzenia, czyli transmituje z człowieka na człowieka, po drugie naukowcy wskazują, że jest też bardziej śmiertelny. Uderza on podwójnie: z jednej strony powoduje niewydolność systemu opieki zdrowotnej ze względu na duży przyrost zachorowań, ale również sam w sobie jest bardziej śmiertelny niż pierwotny wirus SARS-CoV-2 – mówi doktor Fiałek.
– Patrząc na to, że również w Polsce mamy do czynienia z wariantem brytyjskim i na to, jak bardzo daleko od zasad sanitarno-epidemiologicznych byli ludzie w ten weekend nad morzem i w górach, istnieje duża obawa, że znacznie wzrośnie nam liczba nowych potwierdzonych przypadków w ciągu kolejnych dwóch tygodni. To będzie wynik nieodpowiedzialności i niesubordynacji wielu osób – dodaje lekarz. Polska jako antyprzykład walki z pandemią. „Taniec, pijaństwo i bijatyki”
Większość państw Europy utrzymuje twardy lockdown. Wprowadzone ograniczenia przedłużono do 1 marca w Portugalii, do 2 marca w Holandii i do 7 marca w Niemczech. Poza zamknięciem większości branż, pracą zdalną, w wielu państwach Unii obowiązuje również godzina policyjna. W Czechach ogłoszono dwutygodniowy stan wyjątkowy. W Polsce zaczęto powolne znoszenie obostrzeń, z zaznaczeniem, że mogą wrócić, jeśli liczba zakażeń wzrośnie. Od weekendu rząd pozwolił m.in. na otwarcie stoków narciarskich i hoteli, przy maksymalnie 50 proc. obłożenia.
Efekt? „Taniec, pijaństwo i bijatyki, to efekt złagodzenia ograniczeń związanych z COVID-19 w Polsce w ciągu weekendu. Turyści, wielu bez maseczek, tłumnie ruszyli do ośrodka narciarskiego w Zakopanem” – tak opisują ostatni weekend dziennikarze Reuters, jednej z największych agencji prasowych na świecie.
To nie może się dobrze skończyć – komentują eksperci i przypominają, że osoby, które ignorują zasady dystansu społecznego i maseczek narażają nie tylko swoje zdrowie, ale mogą zafundować kolejny lockdown całemu społeczeństwu.
– Szkoda tych branż, które zostały otwarte, bo one mogą paść ofiarą nie tego, że same w sobie zwiększają ryzyko zakażenia, tylko tego, że ludzie od razu po ich otwarciu stwierdzili, że jednak koronawirusa nie ma i zrobią sobie wielką imprezę. Nawet Reuters pisze o Polakach jako negatywnym przykładzie zachowań. Cały świat robi wszystko, żeby ograniczyć pandemię, a Polacy wychodzą na ulice i w ogóle nie stosują zasad sanitarno-epidemiologicznych. Jest duże ryzyko, że jeżeli wzrośnie nam liczba nowych zachorowań, będzie trzeba od nowa zamykać kolejne branże, to będzie niestety, w pewnym sensie, na własne życzenie klientów – komentuje Bartosz Fiałek.
Nie wszyscy eksperci patrzą na te zachowania tak krytycznym wzrokiem. Były szef NFZ, Andrzej Sośnierz, tłumaczył na antenie telewizji Polsat, że na otwartej przestrzeni, zimą ryzyko zakażenia punktu widzenia epidemicznego jest niższe.
„Tłumy na Krupówkach w Zakopanem, tak, jak widziałem je w telewizji, to nie jest nic strasznego z punktu widzenia epidemicznego. Ludzie zachowywali dystans; ponadto w zimie, gdy oddychamy, to nasz oddech błyskawicznie leci do góry. Gorzej, jeżeli zakłócano tam porządek publiczny” – mówił Andrzej Sośnierz, poseł Porozumienia i były szef NFZ w programie „Graffiti”. O ile zachowany jest dystans, a o tym podobnie, jak i o maseczkach, bardzo wielu turystów zapominało.
– Na dworze ryzyko zakażenia jest mniejsze aniżeli w zamkniętym pomieszczeniu, o ile zachowujemy dystans. A na zdjęciach z Krupówek widzieliśmy, że ludzie stali jeden obok drugiego. Jeżeli nie stosujemy podstawowej zasady dystansu społecznego, to nie ma znaczenia, że to jest otwarta przestrzeń, bo jeden drugiemu dosłownie chucha w twarz, transmisja wirusa niezależenie od temperatury w tym przypadku jest ogromna – podkreśla Bartosz Fiałek.
Lekarz przypomina, że sytuacja nadal jest poważna, a nieodpowiedzialne zachowania społeczne mogą się okazać sprzymierzeńcem wariantu brytyjskiego.
– Myślę, że niestety przed nami trudny czas. Podejrzewam, że sytuacja się pogorszy na przełomie lutego i marca. To będzie duży problem i z powodu naszych zachowań, i z powodu tego, że coraz większy udział w zachorowaniach ma wariant brytyjski. Obym się mylił, ale niestety wszystko na to wskazuje – podsumowuje lekarz.